niedziela, 2 sierpnia 2015

1


i'll never leave him down though
i might mess around it's only
cause I need some affection oh

   - Zrywam z tobą.
     Te trzy słowa zburzyły mój mały świat.
- Co? Mogłbyś powtórzyć? – wypiszczałam w nadziei na to, że się przesłyszałam – bo krzykiem tego nie można było nazwać. Wiatr dął jak szalony w ten czerwcowy dzień. Wydawało się, że zamiast zwiastować lato zapowiada on jesień, która wkrótce miała zapanować w mojej duszy.
- Zrywam z tobą – powtórzył obojętnym tonem Paweł – Laura, nie udawaj głupiej, słyszałaś, co powiedziałem – dodał wzruszając ramionami.
     Spojrzałam na wysokiego blondyna. Gdy poznaliśmy się cztery lata temu byłam zafascynowana jego błękitnymi oczami, pewnością siebie, stanowczością. Miał wszystko to, czego mi brakowało. Poświęcał mi dużo swej uwagi, a to wystarczyło, bym straciła dla niego głowę. Nie wiem, w którym momencie przestał prawić mi komplementy, a zaczął obrzucać pogardliwymi spojrzeniami. Coraz częściej znikał, ale mnie to nie obchodziło – mimo że wiedziałam dokąd wychodził. Byłam jednakże w stanie zapłacić każdą cenę za choćby odrobinę jego uwagi. Starałam się dla niego robić wszystko, nawet to na co niekoniecznie miałam ochotę. Szłam tam, gdzie mi kazał. Wiedziałam, że sprawdzał połączenia i wiadomości na moim telefonie. Ja wciąż jednak bałam się stracić te ochłapy miłości, które rzucał mi  niczym psu. Raczyłam się nimi jak daniami w wykwintnej restauracji.
     Dziś nadszedł dzień, w którym nasze drogi się rozchodzą. Bałam się bardzo, że moją duszę po raz kolejny opęta mrok, z którego on kiedyś mnie wyciągnął.
- To wszystko? Nie masz mi nic więcej do powiedzenia? – próbowałam zachować twarz.
- Mam kogoś innego.
     Nie to chciałam usłyszeć w odpowiedzi.               
- Domyślałam się – wyszeptałam. Nie potrafiłam spojrzeć mu w twarz – Proszę, nie rób mi tego, nie zostawiaj mnie. Nie poradzę sobie – musiałam uciec się do szantażu, by coś wskórać.
- Właśnie dlatego cię zostawiam. Nie radzisz sobie. Chociaż nie, źle to ująłem. Ty NIE CHCESZ sobie radzić. Wciąż uważasz się za ofiarę i zapominasz, że nikt nie będzie tobie na każdym kroku współczuł. Czas płynie, powinnaś już o tym dawno temu zapomnieć – Widać było, że nad czymś się waha – Jesteś po prostu słaba.
     Zabolało. Uważałam, że nieźle sobie radzę, ale najwidoczniej było inaczej. Chodziłam kiedyś na terapię, a on wiedział o tym. Zdawał sobie sprawę, że próbuję, ale oskarżał mnie, pewnie słusznie, że nie potrafię odpuścić i wyjść z tego wszystkiego zwycięsko. Po tych słowach trudno mi było sklecić sensowne zdanie, więc wolałam zachować milczenie. Uparcie więc wpatrywałam się w taflę jeziora rozciągającego się przed nami. Ten park był świadkiem naszego pierwszego pocałunku. Wyobraziłam sobie, że w tej chwili wstrzymał oddech niczym widz słabej meksykańskiej telenoweli w momencie rozstania głównych bohaterów.
     Byłam naprawdę żałosna.
- Muszę iść, mam parę spraw do załatwienia. Wybacz – usłyszałam. Miałam ochotę zatrzymać Pawła, ale przypomniałam sobie, że mu już na mnie nie zależy – Cześć – rzucił i odwrócił się na pięcie.
     Patrzyłam jak się oddalał, ale nie byłam w stanie zrobić kroku. Stałam więc w miejscu długo – nie potrafię powiedzieć ile minut, może godzin minęło, bo w takich chwilach traci się poczucie czasu. Gdy ruszyłam, nastąpiło oberwanie chmury. Nawet niebo pogrążyło się w żałobie, która miała pozostać moją prywatną, nienarzucającą się nikomu.
     Po wejściu do mieszkania z ulgą zauważyłam, że moja współlokatorka, Ola, gdzieś wybyła. Powoli, z trudem ściągnęłam buty i podeszłam do lustra. Ubrania były przemoknięte do suchej nitki, a na policzkach widniały czarne smugi, które stanowiły pozostałość po mozolnie wykonanym tego dnia makijażu. Nie dziwiłam się ani trochę, że poszłam w odstawkę.
     Położyłam się do łóżka w mokrych ciuchach. Przykryłam się kołdrą po czubek głowy i postanowiłam nigdy, przenigdy nie wyjść z mojego pokoju. Z czasem moje serce zaczęło bić jak oszalałe, a oddech przyspieszać. Czułam się jak staruszka. Nie kontrolowałam tego, co się ze mną dzieje. Skuliłam się i zamknęłam oczy. Czułam jak ogarnia mnie ciemność, chciałam krzyczeć na pomoc. Ale tym razem nie miał kto mnie uratować.
***
     Obudziły mnie głosy, dziwnie znajome, jakby zatroskane. Zwariowałam, na pewno zwariowałam. Z czasem głosy stawały się coraz głośniejsze. Towarzyszył im stukot obcasów o parkiet. Drzwi do mojego pokoju otworzyły się z hukiem.
- Czołem, kuzyneczko! – pełen wigoru głos Marty sprawił, że poczułam się w obowiązku zrzucić z głowy kołdrę (co zrobiłam z wielkim trudem) i przywitać ją.
- Hej – wycharczałam. Dawno nie mówiłam, stąd chrypka.
- Zabieram cię ze sobą na wesele w przyszłym tygodniu – rzuciła zadowolona z siebie. Gdy zobaczyła, że mam ochotę zaprotestować, dodała – Nie masz prawa odmówić. Michał ma zapalenie płuc, nie wyzdrowieje do tego czasu, a ja nie chcę iść sama.
- Ale to twój narzeczony, nie wypada iść z kimś innym – próbowałam się wybronić.
- Przestań marudzić, Laurko, on wszystko wie i uważa to za świetny pomysł.
- A para młoda? Nie znają mnie – ratowałam się jak mogłam.
- Tak się składa, że wszystko jest już załatwione. Moja koleżanka zgodziła się na małą zamianę – Marta uśmiechnęła się promiennie.
     Skaranie boskie z tą kobietą.
- Popatrz jak ja wyglądam… - zaczęłam.
- Spokojnie, doprowadzimy cię do stanu używalności.
- Błagam cię, ja nie dam rady – powiedziałam płaczliwym głosem – Zrozum mnie…
     Marta wyprostowała się jak struna. Chyba straciła już cierpliwość.
- Rób jak chcesz. Jeżeli masz ochotę całe wakacje przesiedzieć w domu oglądając słabe, łzawe amerykańskie komedyjki chlipiąc w chusteczkę i pałaszując miliard pudełek lodów – twój wybór. Chciałam tylko pomóc się tobie rozerwać – wyszła zdecydowanym krokiem z pokoju, bez żadnego pożegnania. Przez kilka sekund siedziałam nieruchomo przetwarzając to, co właśnie moja kuzynka mi powiedziała.
     Gdy usłyszałam, że Olka otwiera już drzwi i żegna się z Martą, wrzasnęłam z pokoju:
- Kiedy i gdzie idziemy na to wesele?
     Cholera, powinnam być bardziej asertywna. 


_________________

Tak, jest, w końcu, udało się! Pokonując mnóstwo przeciwności losu i własne lenistwo zaczęłam pisać dłuższe opowiadanie. Chciałabym powitać wszystkich, którzy zajrzeli tu przypadkiem i tych, którym dawno temu już mówiłam, że chcę coś stworzyć, ale nie wiem co. Wszystkim Wam życzę miłej lektury, a sobie wytrwałości i systematyczności! :) Pozdrawiam, J. 

2 komentarze:

  1. jak już mówiłam, Paweł to kutasiarz. a poza tym to czekam, bo już tyle mi naopowiadałaś o tym, że chcę wiedzieć, co dalej!

    OdpowiedzUsuń
  2. hmmm, dobrze się zapowiada!

    OdpowiedzUsuń