i'll never leave him down though
i might mess around it's only
cause I need some affection oh
- Zrywam z tobą.
Te trzy słowa zburzyły mój mały świat.
- Co? Mogłbyś powtórzyć? –
wypiszczałam w nadziei na to, że się przesłyszałam – bo krzykiem tego nie można
było nazwać. Wiatr dął jak szalony w ten czerwcowy dzień. Wydawało się, że
zamiast zwiastować lato zapowiada on jesień, która wkrótce miała zapanować w
mojej duszy.
- Zrywam z tobą – powtórzył
obojętnym tonem Paweł – Laura, nie udawaj głupiej, słyszałaś, co powiedziałem –
dodał wzruszając ramionami.
Spojrzałam na wysokiego blondyna. Gdy
poznaliśmy się cztery lata temu byłam zafascynowana jego błękitnymi oczami,
pewnością siebie, stanowczością. Miał wszystko to, czego mi brakowało.
Poświęcał mi dużo swej uwagi, a to wystarczyło, bym straciła dla niego głowę.
Nie wiem, w którym momencie przestał prawić mi komplementy, a zaczął obrzucać
pogardliwymi spojrzeniami. Coraz częściej znikał, ale mnie to nie obchodziło –
mimo że wiedziałam dokąd wychodził. Byłam jednakże w stanie zapłacić każdą cenę
za choćby odrobinę jego uwagi. Starałam się dla niego robić wszystko, nawet to
na co niekoniecznie miałam ochotę. Szłam tam, gdzie mi kazał. Wiedziałam, że
sprawdzał połączenia i wiadomości na moim telefonie. Ja wciąż jednak bałam się
stracić te ochłapy miłości, które rzucał mi
niczym psu. Raczyłam się nimi jak daniami w wykwintnej restauracji.
Dziś nadszedł dzień, w którym nasze drogi
się rozchodzą. Bałam się bardzo, że moją duszę po raz kolejny opęta mrok, z
którego on kiedyś mnie wyciągnął.
- To wszystko? Nie masz mi nic
więcej do powiedzenia? – próbowałam zachować twarz.
- Mam kogoś innego.
Nie to chciałam usłyszeć w odpowiedzi.
- Domyślałam
się – wyszeptałam. Nie potrafiłam spojrzeć mu w twarz – Proszę, nie rób mi
tego, nie zostawiaj mnie. Nie poradzę sobie – musiałam uciec się do szantażu,
by coś wskórać.
- Właśnie
dlatego cię zostawiam. Nie radzisz sobie. Chociaż nie, źle to ująłem. Ty NIE
CHCESZ sobie radzić. Wciąż uważasz się za ofiarę i zapominasz, że nikt nie
będzie tobie na każdym kroku współczuł. Czas płynie, powinnaś już o tym dawno
temu zapomnieć – Widać było, że nad czymś się waha – Jesteś po prostu słaba.
Zabolało. Uważałam, że nieźle sobie radzę,
ale najwidoczniej było inaczej. Chodziłam kiedyś na terapię, a on wiedział o
tym. Zdawał sobie sprawę, że próbuję, ale oskarżał mnie, pewnie słusznie, że
nie potrafię odpuścić i wyjść z tego wszystkiego zwycięsko. Po tych słowach
trudno mi było sklecić sensowne zdanie, więc wolałam zachować milczenie.
Uparcie więc wpatrywałam się w taflę jeziora rozciągającego się przed nami. Ten
park był świadkiem naszego pierwszego pocałunku. Wyobraziłam sobie, że w tej
chwili wstrzymał oddech niczym widz słabej meksykańskiej telenoweli w momencie
rozstania głównych bohaterów.
Byłam naprawdę żałosna.
- Muszę
iść, mam parę spraw do załatwienia. Wybacz – usłyszałam. Miałam ochotę
zatrzymać Pawła, ale przypomniałam sobie, że mu już na mnie nie zależy – Cześć
– rzucił i odwrócił się na pięcie.
Patrzyłam jak się oddalał, ale nie byłam w
stanie zrobić kroku. Stałam więc w miejscu długo – nie potrafię powiedzieć ile
minut, może godzin minęło, bo w takich chwilach traci się poczucie czasu. Gdy
ruszyłam, nastąpiło oberwanie chmury. Nawet niebo pogrążyło się w żałobie,
która miała pozostać moją prywatną, nienarzucającą się nikomu.
Po wejściu do mieszkania z ulgą
zauważyłam, że moja współlokatorka, Ola, gdzieś wybyła. Powoli, z trudem ściągnęłam
buty i podeszłam do lustra. Ubrania były przemoknięte do suchej nitki, a na
policzkach widniały czarne smugi, które stanowiły pozostałość po mozolnie
wykonanym tego dnia makijażu. Nie dziwiłam się ani trochę, że poszłam w
odstawkę.
Położyłam się do łóżka w mokrych ciuchach.
Przykryłam się kołdrą po czubek głowy i postanowiłam nigdy, przenigdy nie wyjść
z mojego pokoju. Z czasem moje serce zaczęło bić jak oszalałe, a oddech
przyspieszać. Czułam się jak staruszka. Nie kontrolowałam tego, co się ze mną
dzieje. Skuliłam się i zamknęłam oczy. Czułam jak ogarnia mnie ciemność,
chciałam krzyczeć na pomoc. Ale tym razem nie miał kto mnie uratować.
***
Obudziły mnie głosy, dziwnie znajome,
jakby zatroskane. Zwariowałam, na pewno zwariowałam. Z czasem głosy stawały się
coraz głośniejsze. Towarzyszył im stukot obcasów o parkiet. Drzwi do mojego
pokoju otworzyły się z hukiem.
- Czołem,
kuzyneczko! – pełen wigoru głos Marty sprawił, że poczułam się w obowiązku
zrzucić z głowy kołdrę (co zrobiłam z wielkim trudem) i przywitać ją.
- Hej –
wycharczałam. Dawno nie mówiłam, stąd chrypka.
- Zabieram
cię ze sobą na wesele w przyszłym tygodniu – rzuciła zadowolona z siebie. Gdy
zobaczyła, że mam ochotę zaprotestować, dodała – Nie masz prawa odmówić. Michał
ma zapalenie płuc, nie wyzdrowieje do tego czasu, a ja nie chcę iść sama.
- Ale to
twój narzeczony, nie wypada iść z kimś innym – próbowałam się wybronić.
- Przestań
marudzić, Laurko, on wszystko wie i uważa to za świetny pomysł.
- A para
młoda? Nie znają mnie – ratowałam się jak mogłam.
- Tak się
składa, że wszystko jest już załatwione. Moja koleżanka zgodziła się na małą
zamianę – Marta uśmiechnęła się promiennie.
Skaranie boskie z tą kobietą.
- Popatrz
jak ja wyglądam… - zaczęłam.
-
Spokojnie, doprowadzimy cię do stanu używalności.
- Błagam
cię, ja nie dam rady – powiedziałam płaczliwym głosem – Zrozum mnie…
Marta wyprostowała się jak struna. Chyba
straciła już cierpliwość.
- Rób jak
chcesz. Jeżeli masz ochotę całe wakacje przesiedzieć w domu oglądając słabe,
łzawe amerykańskie komedyjki chlipiąc w chusteczkę i pałaszując miliard pudełek
lodów – twój wybór. Chciałam tylko pomóc się tobie rozerwać – wyszła
zdecydowanym krokiem z pokoju, bez żadnego pożegnania. Przez kilka sekund
siedziałam nieruchomo przetwarzając to, co właśnie moja kuzynka mi powiedziała.
Gdy usłyszałam, że Olka otwiera już drzwi
i żegna się z Martą, wrzasnęłam z pokoju:
- Kiedy i
gdzie idziemy na to wesele?
Cholera, powinnam być bardziej asertywna.
_________________
Tak, jest, w końcu, udało się! Pokonując mnóstwo przeciwności losu i własne lenistwo zaczęłam pisać dłuższe opowiadanie. Chciałabym powitać wszystkich, którzy zajrzeli tu przypadkiem i tych, którym dawno temu już mówiłam, że chcę coś stworzyć, ale nie wiem co. Wszystkim Wam życzę miłej lektury, a sobie wytrwałości i systematyczności! :) Pozdrawiam, J.
jak już mówiłam, Paweł to kutasiarz. a poza tym to czekam, bo już tyle mi naopowiadałaś o tym, że chcę wiedzieć, co dalej!
OdpowiedzUsuńhmmm, dobrze się zapowiada!
OdpowiedzUsuń